niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 1

(17 sierpnia, 1997)
          Na dworze było już całkowicie ciemno, kiedy ostatni wyczekiwany członek Zakonu Feniksa przekroczył próg domu przy ulicy Grimmlaud Place, który od jakiegoś czasu służył jako kwatera główna. W środku jak zawsze panował gwar. Mała kuchnia jak co tydzień o tej porze pękała w szwach, prawie całkowicie zapełniona przez tłum najważniejszych dla Zakonu członków. Nie zabrakło tam Alastora Moody'ego, Remusa Lupina ani nawet Syriusza Blacka. Ten ostatni co chwilę zerkał na wiszący na ścianie zegar, z niecierpliwością wyczekując nadejścia dyrektora Hogwartu i jego prawej ręki, Severusa Snape'a, którzy dzisiejszej nocy mają dostarczyć pozostałym członkom najważniejszych informacji oraz przedstawić szczegółowy plan działania. Ostatnimi czasy, z braku innych możliwości, członkowie Zakonu wypełniali niewielkie, mało istotne misję mające na celu zapobieganie kolejnym atakom Śmierciożerców na niewinnych ludzi. Tylko tak mogli w małej skali pomóc magicznemu społeczeństwu. Akurat w tej kwestii, dzięki Snape'owi, który był szpiegiem dla Zakonu, mieli nad Śmierciożercami małą przewagę. Zawsze wiedzieli gdzie i kiedy zaatakują, lecz nie zawsze udawało im się pomóc, bowiem z każdym nowym dniem w szeregi Czarnego Pana wstępowało coraz więcej Śmierciożerców. Najczęściej byli to młodzi ludzie, nie mający innego wyboru, którzy od dziecka byli wychowywani tak, by w przyszłości służyć Voldemortowi. I to właśnie oni mieli być ich ostatnią nadzieją.
         W pomieszczeniu już na pierwszy rzut oka dało się wyczuć napiętą atmosferę, spowodowaną wydarzeniami z ostatniego tygodnia. Niewątpliwie nastały bardzo ciężkie czasy i tylko głupiec by tego nie dostrzegł. Gdzieś niedaleko stąd, na każdym kroku działy się bardzo złe rzeczy, którym nikt nie potrafił zapobiec – nawet Zakon. Tajemnicze zniknięcia, morderstwa, porwania, napady, masowe ucieczki z Azkabanu - to wszystko działo się każdego dnia, o każdej godzinie. Prorok Codzienny gorliwie zapewniał obywateli magicznego świata, że wszystko jest pod kontrolą Ministerstwa Magii i mogą czuć się bezpiecznie, lecz mimo tych przekonań ludzie bali się wychylić nos zza drzwi własnego domu, bojąc się ataku Śmierciożerców, których w ostatnim czasie było coraz więcej. Jedno było pewne - Voldemort małymi krokami podporządkowywał sobie cały magiczny świat.

~***~

          - Nie zgadzam się! - krzyknęła Molly Weasley, uderzając pięścią w stół tak mocno, że stojące na nim naczynia aż podskoczyły. Obrady Zakonu Feniksa trwały już dobre kilka godzin, jednak żadna istotna decyzja nie została jeszcze podjęta. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że jeszcze tej nocy muszą zacząć działać, jednak każdy miał zupełnie inne zdanie na temat przedstawionego przez Dumbledore'a planu.
          Kiedy tylko dyrektor zajął miejsce u szczytu długiego, drewnianego stołu, został zasypany dziesiątkami pytań. Wszyscy dobrze wiedzieli, że Albus razem ze Snapem od dłuższego czasu mają ustalony plan, który dzisiaj mieli poznać pozostali członkowie.
- Spokojnie moi drodzy, zaraz wszystko będzie dla was jasne - rzekł spokojnie na samym początku zebrania, uciszając gestem wszystkich zebranych - Myślę, że najlepiej będzie jeśli od razu przejdę do rzeczy. Czasu na podjęcie decyzji jest coraz mniej, musimy wcielić nasz plan w życie jeszcze tej nocy. Zdaję sobie sprawę, że jest to wielkie ryzyko i nie wszystkim spodoba się to co teraz powiem, ale jestem niemal pewien, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Tej nocy mamy jedyną szansę na zdobycie przewagi nad Voldemortem - powiedział dobitnie, po czym z charakterystycznym dla siebie spokojem zaczął szczegółowo objaśniać na czym plan miałby polegać i jaką rolę miałyby odegrać w nim poszczególne osoby. Kiedy skończył mówić, na twarzach zebranych dało się wyczytać wiele skrajnych emocji, począwszy od zaskoczenia i wątpliwości, a skończywszy na aprobacie i podziwie . Wszyscy zdawali sobie sprawę, że to ich ostatnia nadzieja na lepsze jutro i nic więcej nie mogą zrobić, jak zgodzić się z dyrektorem i jak najszybciej zacząć działać.
          - To tylko dzieci! - powtarzała ciągle Molly, bowiem mimo tego, że tak jak wszyscy, nie potrafiła znaleźć innej możliwości na zdobycie przewagi nad Voldemortem, okropnie bała się o najmłodszych, nieoficjalnych członków Zakonu, którzy już niedługo mieli zostać narażeni na wielkie niebezpieczeństwo.
- Musimy zacząć działać! - krzyknął Syriusz w stronę Molly - Czarny Pan z każdym dniem rośnie w siłę, a my nic nie możemy na to poradzić! To nasza ostatnia nadzieja, inaczej będziemy całkowicie bezradni! - krzyknął, opierając plecy o oparcie drewnianego krzesła.
- Nie pozwolę, żeby stała się im krzywda! I nie chodzi mi tylko o Rona i Ginny! Co jak coś stanie się Harry'emu? Albo Hermionie? Albo komukolwiek innemu? Nie mają takiego doświadczenia jak my... Nie poradzą sobie, a ja nie pozwolę żeby komukolwiek stała się krzywda - mówiła, a głos jej się łamał. Minerwa McGonnagall spojrzała na nią ze smutkiem, doskonale ją rozumiejąc. Ona też nie chciała, żeby cokolwiek złego stało się z jej uczniami.
- Jeśli będziemy działać zgodnie z planem, nic im się nie stanie - syknął Snape.
- Ciebie to i tak nie obchodzi! - krzyknęła pani Weasley z wyrzutem - Nawet byłoby ci to na rękę gdyby ten obrzydliwy, gadający wąż wygrał te wojnę i nas wszystkich pozabijał! - strumień łez popłynął po jej zaróżowionych ze złości policzkach, a głośny szloch wstrząsnął ciałem. Snape już miał odpowiedzieć kobiecie, kiedy spokojnym głosem odezwał się Artur.
- Molly, wszystko będzie dobrze. Musimy tylko zaufać Dumbledore'owi i wierzyć, że wszystko się uda - powiedział cicho i przytulił do siebie żonę, która po jego słowach zaczęła szlochać jeszcze głośniej. Tak bardzo się bała... Przecież niedawno bywało coraz lepiej... Mężczyźni chodzili na misję, ale było one dużo bezpieczniejsze i prawdopodobieństwo, że komuś stanie się krzywda było wręcz minimalne. Bardzo chciała wierzyć, że ich wcześniejsze postępowania miały jakieś znaczenie. Niestety nie potrafiła oszukać samej siebie. Owszem, ich działania w niewielkim stopniu pomagały ludziom odzyskiwać nadzieję na lepsze jutro, jednak na dłuższą metę musieli podjąć radykalne środki. Cały czas miała jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. Artur wstał od stołu i pociągnął za sobą kobietę. Skinął głową w stronę Dumblede'a, bezgłośnie akceptując jego plan, po czym wyszedł z kuchni obejmując ciągle płaczącą kobietę.
- Musimy dać jej trochę czasu - powiedziała cicho Tonks - wszyscy jesteśmy zdenerwowani, a ona tak bardzo się o nich martwi - szepnęła smutno. Wszyscy zebrani przytaknęli bezgłośnie na te słowa. Tylko Snape nadal siedział niewzruszony.
- Więc kiedy im o tym powiemy, Albusie? - zapytał Lupin, przerywając niezręczną ciszę, która trwała kilka długich minut.
- Wszystko w swoim czasie – powiedział z lekkim uśmiechem - Uważam, że na tym zakończymy dzisiejsze spotkanie. Za parę godzin pojawią się tutaj nasi specjalni goście i mam nadzieję, że przyjmiecie ich jak należy – mówiąc to, spojrzał na Syriusza, który na jego słowa niechętnie skinął głową. Teraz pozostało im tylko czekać i zobaczyć jak to wszystko się potoczy. I kto wie? Może nawet wyjdzie z tego coś dobrego?

~***~

- Chyba już wychodzą – powiedział cicho Ron, uchylając lekko drzwi prowadzące na korytarz. On, Harry, Ginny i Hermiona już od kilku godzin siedzieli w jednej z wielu sypialni na Grimmauld Place, która od jakiegoś czasu należała do Rona i Harry’ego. Pokój był dość duży, a znajdowały się tam dwa jednoosobowe łóżka, na których leżała nieposkładana pościel, kilka starych i zakurzonych szaf i regałów oraz duże rzeźbione biurko zawalone niepoukładanymi książkami i pożółkłymi pergaminami. Na podłodze, na której roiło się od nieposkładanych ubrań należących do Rona lub Harry’ego, siedziała Hermiona, która opierając się plecami o łóżko próbowała czytać książkę. Znalazła ją kilka dni temu kiedy razem z Ginny, na prośbę Pani Weasley, sprzątały na strychu. Jej tytuł brzmiał „Krew ponad wszystko”, a opowiadała ona o najczystszych pod względem krwi i najstarszych czarodziejskich rodach XIX wieku. Hermiona domyśliła się, że książka należała kiedyś do matki Syriusza, bowiem tylko ona wykazywała tak wielką niechęć do osób, której krew nie była tak nieskazitelna jak jej własna i tylko ona byłaby w stanie trzymać w domu książkę, której autor niemal na każdej stronie obrażał mugolaków, czarodziejów półkrwi czy zdrajców krwi oraz za największą hańbę uznawał bratanie się z mugolami. Opisane były tam najstarsze czarodziejskie rody, a ich drzewa genealogiczne były bardzo szczegółowo pokazane. Hermiona znalazła tam kilka znanych jej nazwisk takich jak Black, Malfoy, Greengrass, Parkinson czy Zabini. Oczywiście gałęzie tych rodów kończyły się na roku 1853, bowiem właśnie w tych latach została wydana książka. Już wtedy w magicznym świecie  wiele zależało od czystości krwi. Starożytne rodziny przykładały do tego dużą wagę i kładły nacisk na to, aby potomkowie poślubiły czarodziejów o takim właśnie statusie. Jeżeli młody czarodziej (bo kobiety w tamtych czasach nie miały nic do powiedzenia) wybierał na współmałżonkę czarownicę półkrwi, w większości przypadków zostawał wówczas wydziedziczony, nie mówiąc już o czarownicy pochodzenia mugolskiego. Status krwi wzbudzał wiele sensacji i prowadził do różnego rodzaju konfliktów, czy to mniejszych, czy też większych. W obecnych czasach istnieje kilka, jak nie kilkanaście czystokrwistych rodów. Jedne są bardziej znane, drugie już mniej, a każdy posiada jakąś historię. Hermiona prychnęła cicho, bowiem zdała sobie sprawę, że od tamtych lat niewiele się zmieniło. Przeczytała ostatnie zdanie, które brzmiało: „Osobom o nieczystej krwi powinno zabraniać się zagłębiać w praktykach czarodziejskich, a także odseparować ich od społeczności prawdziwych czarodziejów.” i zamknęła z hukiem książkę. Rzuciła nią w jak najdalszy kąt i prychnęła głośno, rozjuszona tym co przed chwilą przeczytała.  
- Mówiłam ci Miona, żebyś tego nie czytała – powiedziała spokojnie Ginny, przyglądając się przyjaciółce. Doskonale wiedziała, że Hermiona jest wielką przeciwniczką sortowania ludzi pod względem ich krwi i statusu. Miała na ten temat dokładnie takie samo zdanie jak ona, bowiem mimo tego że sama była czystej krwi, to nigdy nie czuła się pod tym względem lepsza od innych. Żywym dowodem na to, że krew nie miała najmniejszego znaczenia w dysponowaniu zdolnościami magicznymi była sama Hermiona, która uważana jest za najzdolniejszą czarownicę jaką posiadał Hogwart, od czasów samej Roweny Ravenclow.
- Nie wiem jak można pisać takie rzeczy! – wybuchła stłumionym gniewem – gdyby przeczytała to osoba o słabszych nerwach! Kto w ogóle dopuścił do wydania tego steku bzdur? To co jest tam napisane jest tak obrzydliwe! Pod tym względem przerasta nawet samego Malfoy’a, który też nigdy nie przebiera w słowach! – mówiła wściekła – Nie wiem jakim trzeba być człowiekiem żeby…
- Cicho! Chyba coś usłyszałem – szepnął gorączkowo Ron, który w dalszym ciągu siedział przy uchylonych drzwiach. Pozostała trójka przyjaciół podeszła do niego szybko i nadstawiła uszu. Z dołu dało się usłyszeć stłumione głosy państwa Weasley.
- Nie wiem co ten Dumbledore sobie myśli, ale coraz mniej mi się to podoba! Przyjmować takich ludzi w tym domu? Nie mam do nich ani kunta zaufania! W każdej chwili coś może im strzelić do tych zaćmionych złem łbów! – usłyszeli stłumiony krzyk pani Weasley. Kobieta najwyraźniej była czymś mocno zdenerwowana.
- Nie mamy powodu, żeby im nie ufać… Żeby nie ufać Dumbledorowi… Kochanie, on wie co robi. Nigdy by się czegoś takiego nie podjął, gdyby nie był w stu procentach pewny, że to wypali – uspokajał ją Artur, ale w jego głosie również dało się wyczuć nutę zdenerwowania.
- Nie byłabym tego taka pewna! – powiedziała dobitnie.
- Zapewniam, że nie powinniście mieć najmniejszych powodów do obaw – syknął Snape głosem tak chłodnym i cichym, że ledwo zrozumieli co powiedział - Osobiście uważam, że powątpienie i brak wiary w Albusa nie jest najlepszą cechą porządnego członka Zakonu. Chyba, że macie lepszy plan? – powiedział szyderczo, a wypowiedziane przez niego słowa aż ociekały sarkazmem. Nie zdołali usłyszeć co odpowiedziała mu na to pani Weasley, bowiem jej słowa zostały zagłuszone przez głośne kroki. Ktoś wchodził po schodach i kierował się w kierunku sypialni, w której się znajdowali. Harry szybko zamknął drzwi.
- Jak myślicie, o czym rozmawiali? – zapytał, kiedy kroki ucichły i usłyszeli trzask zamykanych drzwi sypialni Syriusza po drugiej stronie korytarza.
- Myślę, że Dumbledore miał jakiś plan, który niekoniecznie spodobał się pani Weasley – powiedziała z przejęciem Hermiona – i że to właśnie dzisiaj chcę go wcielić w życie – mówiła szybko.
- Wiedziałem, że dzisiaj się coś stanie – dodał Ron – Zebrania jeszcze nigdy nie trwały tak długo. No i do tego byli wszyscy członkowie, bez wyjątku.
- Ale jak myślicie, kto mógłby o tej porze przyjść do domu i komu tak nie ufa moja mama? – zapytała Ginny, której coś tutaj nie pasowało.
- Myślę, że Snape musi tego kogoś dobrze znać skoro uspokajał panią Weasley i naprawdę ufa tej osobie. Dobrze wiemy, że Molly nie ma takiego zaufania do Snape’a jak Dumbledore i to dlatego nie podoba jej się jego plan. Ta osoba musi być ściśle związana ze Snapem – mówiła gorączkowo Hermiona, krążąc nerwowo po pokoju.
- Myślicie, że może to być ktoś ze Śmierciożerców? – zapytał niepewnie Harry – w końcu wspomniała coś o zaćmionym złem łbie.
- To by miało sens… - przyznał Ron.
- I to by wyjaśniało dlaczego Snape został tutaj, a nie poszedł z innymi do domu – zamyśliła się na chwile Hermiona – ta osoba musi ufać Snape’owi. Ale kto to może być? Jeszcze jeden szpieg dla Zakonu?
- Nie, tu musi chodzić o coś więcej – powiedział Harry – inaczej Dumbledore nie zwołałby wszystkich członków Zakonu, to musi być coś naprawdę ważnego. Dodatkowy szpieg nic by raczej nie zmienił. Dobrze wiecie, że to Snape jest najbliżej Voldemorta i trudno byłoby o lepsze informacje. Czuje, że może chodzić o coś dużo ważniejszego – skończył mówić, a po jego słowach nastała długa cisza. Każdy był pogrążony we własnych myślach i próbował zrozumieć, co zaszło na dzisiejszym Zebraniu. Hermiona coraz mniej z tego rozumiała. Zebrania Zakonu odbywały co tydzień, ale nigdy nie trwały aż tak długo jak dzisiaj i zawsze ograniczały się tylko do kilku najważniejszych osób. A po zebraniu wszyscy rozchodzili się do domów, więc nie wiedziała dlaczego Snape dzisiaj zrobił wyjątek i postanowił zostać dłużej. Do myślenia dawało jej jeszcze dziwne zachowanie pani Weasley, która zazwyczaj nie podważała decyzji dyrektora Hogwartu.         Rozmawiali tak jeszcze ponad godzinę, zastanawiając się kim może być ten tajemniczy ktoś i czy to właśnie dzisiaj ma stawić się na Grimmauld Place. Kiedy zegar pokazywał godzinę 1:52, wszyscy zgodnie stwierdzili że o tej godzinie już nikt nie powinien się pojawić w progu domu. 
- Niedługo wyjaśnią nam o co chodzi – powiedział pewnie Ron i ziewnął przeciągle. Dochodziła druga w nocy.
- Myślisz? – zapytała Ginny z ironią – ostatnio też byłeś tego pewien, a skończyło się to tak jak widzisz. Znowu musimy siedzieć na górze i podsłuchiwać ich rozmowy, bo do kuchni o tej porze nie mamy wstępu – prychnęła głośno. Mimo, że Ginny była najmłodsza z nich wszystkich, to nie brakowało jej zapału i chęci pomocy. Zresztą wszyscy w pokoju mieli na ten temat takie samo zdanie. Każdy był gotów poświęcić wszystko, żeby tylko się do czegoś przydać. Hermiona już od dłuższego czasu myślała nad dołączeniem do Zakonu. Wiedziała, że ta decyzja należy tylko do niej. Nikt nie mógł jej zabronić decydować własnym losem – w końcu miała już ukończone 17 lat. Nie można było zarzucić jej także braku doświadczenia, bowiem na każdym roku w Hogwarcie musiała wykazać się niezwykłą inteligencją i sprytem, żeby pokonać zło czyhające na każdym kroku. Mimo, że bardzo chciała pomóc i się do czegoś przydać, zdawała sobie sprawę że będzie ją to kosztować wiele poświęcenia. Chociażby musiałaby być przez ten cały czas w Londynie, co znaczyło że musiałaby opuścić swój ostatni rok nauki w Hogwarcie. Mimo to, była w stanie zrobić wszystko, aby pomóc Zakonowi. Oczywiście z nikim się nie podzieliła swoimi przemyśleniami, choć była pewna, że jej przyjaciele myślą podobnie. Zwłaszcza Harry, który czuje się temu wszystkiemu winien. Westchnęła cichutko i wstała z podłogi. Pożegnała się ze swoimi przyjaciółmi, obiecała, że rozmowę dokończą jutro i życząc im dobrej nocy, już chciała wyjść z pokoju, kiedy cały dom aż podskoczył pod wpływem głośnych uderzeń.

          Ktoś bardzo głośno dobijał się do drzwi.

~***~

No i po bardzo długim oczekiwaniu, w końcu zebrałam się w sobie i napisałam rozdział! Mimo, że nie jest to to czego się spodziewałam, nie mam siły na napisanie czegoś więcej więc musicie się zadowolić tym co jest :) Mam nadzieję, że wam się spodoba i wyrazicie swoją opinię w komentarzu:)

sobota, 26 lipca 2014

Prolog

          Na wąskiej, skąpanej w mroku uliczce pojawili się znikąd trzej młodzi mężczyźni. Przez chwile stali nieruchomo, nasłuchując i rozglądając się po okolicy. Tej nocy wszystko wydawało się być jeszcze bardziej ciche niż zazwyczaj. Zupełnie jakby ta obskurna dzielnica wyczuwała napiętą atmosferę i przewidywała, że dziś właśnie tutaj zdarzy się coś bardzo istotnego. Mężczyźni znajdowali się na jednej z tych Londyńskich ulic, na którą żaden szanujący się obywatel nigdy by nie zajrzał, gdyby nie zmusiły go te czy inne środki. Skinęli sobie głowami, po czym żwawym krokiem ruszyli w jednym kierunku.
- Wszystko załatwione, Malfoy? - odezwał się czarnoskóry młodzieniec.
- Ta, Feniksy już na nas czekają. Załatwmy to szybko - odrzekł Draco, naciągając na głowę czarny kaptur. Pozostała dwójka zrobiła to samo. Szli dalej, po lewej stronie mijając stare, niewysokie kamieniczki, a po prawej zaś opuszczony parking obrzeżony metalową siatką. Mężczyźni poruszali się szybko; ich długie, sięgające kostek peleryny łopotały na wietrze. Skręcili w lewo, w szeroką aleję, również z obu stron otoczona ciemnymi kamienicami. Zatrzymali się dopiero na jej końcu. Malfoy oparł się o kamienny murek jednego z budynków. Ich twarze pełne chłodu i obojętności wydawały się zastygłe w wyrazie nużącego oczekiwania. Mimo wszystko, musieli zacząć działać dopiero w odpowiedniej chwili.
- To nie skończy się dobrze... - mruknął cicho blondyn, a sam ton jego głosu przyprawiłby niejednego o dreszcze. Od początku miał duże wątpliwości co do słuszności tej misji. Czuł, że to niewielkie i niewymagające trudu wydarzenie dzisiejszej nocy pociągnie za sobą ciąg niechcianych konsekwencji. Chwilę później usłyszeli kroki. Cichy stukot obcasów dobiegał z drugiego końca uliczki. Zabini niespiesznie wyciągnął różdżkę i skierował ją w ciemność, celując w zbliżającą się do nich postać. Przerażona dziewczyna zamarła, zatrzymując się wpół kroku. Księżyc oświetlał jej sylwetkę, nadając skórze prawie biały odcień. Dziewczyna nie zdążyła wykonać żadnego ruchu, kiedy Blaise szepnął zaklęcie oszałamiające, a czerwony strumień światła wystrzelił z końca jego różdżki. Bezwładne ciało z głuchym hukiem upadło na zimną posadzkę. Chłopak wolnym krokiem podszedł do nieprzytomnej dziewczyny. Pozostała dwójka dołączyła do niego po chwili.
- To nie skończy się dobrze - powtórzył Draco, tym razem głośniej, po czym wziął dziewczynę na ręce i z cichym pyknięciem teleportował się na Grimmauld Place. Blaise i Teodor tylko wzruszyli ramionami i po chwili poszli w ślady blondyna, znikając w świetle księżyca i zostawiając mroczną ulicę całkowicie pustą.

~***~

No i mamy prolog. Jestem z niego zadowolona, mimo, że niezbyt wiele się w nim dzieje. Bardzo was proszę, żebyście zostawili po sobie ślad w postaci komentarza! Bardzo mi na tym zależy, zwłaszcza na początku, ponieważ chciałabym wiedzieć ilu was tu jest. Dla was to kilka sekund, a dla mnie ogromna motywacja :)
I kto wie? Może dzięki temu rozdział pojawi się szybciej? :)
Pozdrawiam i czekam na wasze opinie! 

Słowem Wstępu

Hej wszystkim!
Mam zamiar prowadzić tutaj bloga o tematyce potterowskiej, a mianowicie Dramione! Na samym początku chciałabym powiedzieć, że rozdziały nie będą pojawiały się regularnie. W te wakacje mam dwa razy mniej czasu, więc nie zawsze będę się wyrabiać z napisaniem nowej notki, a nie chcę wam nic obiecywać. Mam jednak nadzieję, że brak systematyczności będzie nadrabiać długość notek, bo przewiduję, że rozdziały będą dość długie. Jeśli chodzi o opowiadanie, to cała akcja będzie toczyć się w czasie stanu wojennego w magicznym świecie. Będę opisywać życie naszych bohaterów w czasie wojny, ich przygody, a także problemy i obowiązki. Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu i zostaniecie tu na dłużej. 
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, zapraszam do zakładki "bohaterowie", gdzie poznacie główne postacie, lub "o historii", gdzie możecie zobaczyć jaki mam pomysł na to opowiadanie.
A tymczasem zapraszam na prolog, który niedługo pojawi się na blogu.